poniedziałek, 14 stycznia 2013

Chiny

Przypadki rządzą losem i tak pewne spotkanie przy kawie zmieniło się w planowanie urlopu w Chinach. Był koniec roku 2010, a wyjazd zaplanowano na lipiec 2011.

Trzeba przyznać, że przewodniki po Chinach są bardzo obszerne. Nic dziwnego kraj jest w końcu 30 razy większy niż Polska. Co przeczytałam stronę z przewodnika to chciałam tam jechać jednak w 3 tygodnie nie da się zobaczyć całych Chin. Ostatecznie zdecydowałyśmy się na trzy okolice.
Można powiedzieć, że na tym wyjeździe górowała liczba trzy! Trzy kobiety samodzielnie zaplanowały trzytygodniowy urlop i ostatecznie wybrały trzy regiony w Chinach.

Szanghaj do tego miasta zakupiłyśmy przelot – Guilin to zielone południe – Pekin to stolica i Mur Chiński

W planowaniu pomógł nam mały harmonogram wyjazdu, który w konkretnych datach obrazował co możemy zrobić, a przede wszystkim jak długo zabierze nam przemieszczanie się pomiędzy poszczególnymi punktami. Muszę zaznaczyć, że pierwszy spontanicznie przygotowany harmonogram pokazał wyraźnie problem z czasem realizacji przedsięwzięcia. Kończył się gdzieś w ostatnich dniach sierpnia co z przyczyn obiektywnych nie było możliwe.
Harmonogram dawał nam też pewną orientację w datach i dniach. Mimo tego i tak pewnego dnia błędnie zamówiłyśmy pokój w hotelu, ale wszystko udało się wyprostować.
Samo dotarcie do Chin trwało trzy dni. Leciałyśmy przez Moskwę gdzie miałyśmy 12 godzin przerwy, spędziłyśmy je powiedzmy, że śpiąc na ławkach w poczekalni. Podróż powrotna trwała już tylko jeden dzień, co wynikało z przesunięć czasów oraz nie miałyśmy już tak długiej przerwy w Moskwie.
Pierwsze zderzenie z Chinami to bardzo duże lotnisko w Szanghaju gdzie też musimy wymienić pieniądze. I tutaj należy zaznaczyć, że kantory na lotnisku pobierają opłaty manipulacyjne, których nie ma w bankach w miastach. Warto więc wziąć to pod uwagę szczególnie podczas powrotu do kraju.

Sam Szanghaj to wielkie miasto z niewielką ilością zabytków i zawiłą historią. Według przewodników najprzyjemniejsze w Szanghaju są przechadzki jego ulicami. Najbardziej polecane do zobaczenia są dzielnica Pudong i ulica Bund z kolonialnymi zabudowaniami.
Pierwsza wizyta w tym mieście była krótka bo na następny dzień leciałyśmy już na południe do Guilin.
Zwiedziłyśmy więc dzielnicę Pudong, która kiedyś była dzielnicą przestępców, a aktualnie mieści się tam strefa ekonomiczna miasta. Tutaj znajdują się wspaniałe wieżowce i symbol Sznaghaju wieża telewizyjna Perła Orientu. Z wielu wież można zobaczyć miasto z góry. My wybrałyśmy Centrum Finansowego zwanego przez nas otwieraczem ( ze względu na charakterystyczny otwór w konstrukcji budynku w jego szczytowej części). Wieżowiec posiada 100 pięter i w tym momencie był najwyższy.
Starałyśmy się zobaczyć trochę nowinek technicznych więc następnego dnia na lotnisko pojechałyśmy szybką kolejką magnetyczną Maglev, która niestety zamiast 431 km/h jechała tylko 300, ale i tak w Polsce prędkością nieosiągalną J

Z lotniska w Guilin przedostałyśmy się taksówką do Yangshuo, które w porównaniu do zatłoczonego i wielkomiejskiego Szanghaju było dla nas rajem.
Yangshuo znaczy Jasny Księżyc, co prawda nie wiem jak wygląda księżyc z bliska ale Yangshuo ze swoimi krasowymi górami wygląda trochę kosmicznie.
W takich rejonach najprzyjemniejsze jest obcowanie z przyrodą i obserwowanie ludzi. Tutaj odbyłyśmy dwie wycieczki rowerowe i jak ja to nazwałam Chiński Spływ Dunajcem, czyli spływ rzeką Li  oraz wycieczkę na tarasy ryżowe.

Starałyśmy się oczywiście maksymalnie próbować lokalną kuchnię. I tak w tej okolicy jako danie śniadaniowe je się NUDELRAJS. Makaron polewany różnymi sosami i z suszonym mięsem, do tego można dodać szczypiorek i orzeszki, smakuje wspaniale.
Miałyśmy też przydrożną knajpkę obsługiwaną przez przemiłe panie gdzie jadłyśmy wspaniałe warzywa, grzybki i różne dodatki z ryżem oczywiście przygotowane w woku. Pychota !!

Pierwsza wycieczka rowerowa prowadziła na wzgórze Moon Hill, czyli Księżycowe Wzgórze. Nazwane tak z powodu otworu wydrżąonego przez wodę wewnątrz skały. Podejście pod górę nie jest szczególnie trudne, ale męczące. We znaki daje się upał i panująca w powietrzu wilgoć. Po drodze spotykamy wielu trurystów z całego świata, widać znane miejsce.
W drodze powrotnej podjechałyśmy do jaskini smoka. Pierwszy etap zwiedzania jaskini to przepłynięcie małymi łódkami. Na tych łódkach przewodniczka chińska przekazywała swojej grupie informacje o jaskini. Niestety robiła to przez mikrofon i strasznie hałasowała J Jaskinia smoka wydawała nam się trochę kiczowata bo skały podświetlane są kolorowymi jaskrawymi światłami w porównaniu do naszych jaskiń, gdzie raczej stosuje się koloryt naturalny. W samym środku tejże jaskini znajdowało się dość duże pomieszczenie gdzie sprzedawano na straganach pamiątki.
Kolejnego dnia wykupiłyśmy wycieczkę na tarasy ryżowe.
Jest to wycieczka autokarowa z przewodnikiem, którego ciężko zrozumieć. Trzeba powiedzieć, że Chińscy przewodnicy wszyscy oprowadzają swoje grupy przemawiając przez mikrofony i przenośne głośniczki. I bez różnicy, czy jest to świątynia, jaskinia, park, autobus, czy pomieszczenie 2x2, krzyczą przez te głośniki.
Zanim dotrze się na same tarasy w programie jest pokaz artystyczny Pań o długich włosach, przedstawicielek plemienia żyjącego na tych terenach. Panie te słyną z tego, że mają bardzo długie włosy, a sposób ich spięcia świadczy o statucie danej kobiety. Po pokazie jeszcze obiad i wreszcie wejście na tarasy ryżowe, na które niestety pozostało mało czasu i tutaj wykazałyśmy się umiejętnościami w biegach przełajowych. Teren jest olbrzymi. Jest co oglądać i można zrobić wiele pięknych zdjęć jak się tylko ma czas na to. Można zaplanować sobie tą wycieczkę z noclegiem wtedy z pewnością na spokojnie zobaczy się więcej i zrobi piękne zdjęcia. Niestety zajęcia wstępne zabrały nam zbyt dużo czasu i same tarasy udało nam się tylko "liznąć", jednak było warto.

Kolejnego dnia była druga wycieczka rowerowa. Mimo, że trasy rowerowe nie są zbyt dobrze oznakowane to gorąco polecam ten środek lokomocji jest to doskonały sposób przemieszczania się i dotarcia do zakątków, do których pieszo nie dojdziemy, odległości są niesamowite. Podczas jazdy trzeba zwracać uwagę na strzałki kolorowe, które czasami się pokazują po drodze, to jest szlak. Zalecana jest jednak ostrożność, zdrowy rozsądek i zaufanie intuicji. Znając polskie oznakowania szlakó jestem pewna, że każdy da sobie radę.
Jedną z wielkich atrakcji rejonu Yangshuo jest spływ rzeką Li. Rzeka ta słynie ze swoich widoków, a jeden z nich jest uwidoczniony na banknocie 20 Yuanów. Oczywiście chyba każda ze skał ma swoją nazwę, które ciężko spamiętać. Nasz "flisak" początkowo opowiadał nam jakieś rzeczy i patrzył na te górki więc my grzecznie robiłyśmy im zdjęcia jednak nie miałyśmy pojęcia co on do nas mówi. Spływ jest bardzo sympatyczny i można go wykupić przez hotele. Jedyne zastrzeżenie to niestety łodzie zasilane są spalinowymi silnikami, które robią trochę hałasu.

Minął pierwszy tydzień naszego pobytu w Chinach i jedziemy pociągiem do Pekinu.
Trochę o organizacji ruchu kolejowego. Organizacja na dworcach kolejowych jest inna niż u nas. Przed wejściem ustawiają się kolejki gdyż za drzwiami jest kontrola bagażu jak na lotnisku. Dlatego nie można przychodzić na ostatnią chwilę, kolejki bywają długie. Pasażerowie czekają następnie w wielkich poczekalniach, aż zostaną otwarte drzwi wejściowe na peron gdzie stoi już odpowiedni pociąg. Każde wejście opisane jest piękną tablicą z numerem pociągu, godziną odjazdu i oczywiście kierunkiem. Opis jest w języku chińskim ale też angielskim, więc bez obaw.
Nasza podróż trwała 27 godzin i zabrakło nam miejsc leżących, dzięki bogu mamy siedzące. Przy nas byli ludzie, którzy nie załapali się nawet na miejsca siedzące więc siedzieli i spali na podłodze podkładając różne rzeczy pod pupy. Ciekawostką dla miłośników kolei może być fakt, że w tym pociągu zadaniem konduktora było dbanie o czystość przedziału, zbieranie śmieci i zamiatanie go.
Ponieważ w pociągach dostępne są dystrybutory gorącej wody można przygotować sobie jedzenie w postaci na przykład gorących kubków. Chińczycy zabierają ze sobą całe torby jedzenia do pociągów ponieważ to sprzedawane w pociągach jest mniej smaczne i droższe.
Jeszcze jedna z ciekawostek chińskich, bilety do pociągu i wielu innych miejsc kupuje się na wzrost, a nie na wiek. Służy do tego specjalna miarka, na której narysowane są dwa wymiary 1,2m i 1,5m.

Pekin jako stolica posiada wiele miejsc, które są polecane przez przewodniki i tak pierwsze kroki skierowałyśmy do Placu Tienanmen (Plac Niebiańskiego Spokoju) i Zakazanego miasta.


Plac Niebiańskiego Spokoju to podobno największy na świecie plac publiczny. Znajduje się tutaj Mauzoleum Mao Zedonga, do którego ustawiają się długie kolejki odwiedzających. Sam plac jest jednak miejscem cichej pamięci protestów studenckich w roku 1989 kiedy to przeciwko bezbronnym osobą wysłano czołgi. Te wydarzenia do dnia dzisiejszego nie zostały wyjaśnione i nadal zakazane są dyskusje na ten temat. Z placu przez bramę niebiańskiego spokoju na której umieszczony jest jedyny portret Mao przechodzi się do Zakazanego miasta. W roku śmierci Mao portret ten został czasowo zamieniony na obraz czarno-biały.
Zakazane miasto to kompleks podobno ponad 800 pawilonów podzielony na część prywatną i służbową, reprezentacyjną. Wszystkie pawilony są bardzo podobne do siebie i puste. Na całym obszarze napotyka turysta wiele symboliki kolorów i rzeźb. Budynki pokryte są żółtą dachówką i występuje bardzo dużo czerwieni, czyli kolorów cesarza. Po pewnym czasie nie odróżniałyśmy ich już od siebie. Jest to miejsce, które pewnie trzeba zobaczyć, choć moim zdaniem
w Pekinie można znaleźć ciekawsze obiekty.

Kolejny dzień to zasadniczo wyprawa na mur.
Jednak wcześnie rano poszłyśmy jeszcze do parku i świątyni Nieba. Jest to miejsce gdzie cesarz modlił się o urodzaje. Miejsce jest warte polecenia na dłuższy pobyt i relaks. Sama świątynia składa się z trzech części plus do tego bardzo duży park. Jeśli ktoś lubi tańczyć, śpiewać czy ćwiczyć parki Chińskie są odpowiednim do tego miejscem, można odpocząć i podglądać autochtonów.
A wracając do muru to miałyśmy szczęście być w części gdzie nie ma tylu turystów. Miejsce to jest oddalone około 5 km od najbardziej znanego i najlepiej odrestaurowanego Badaling. Tym razem wybrałyśmy opcję z noclegiem żeby zobaczyć wschód słońca. Niestety następnego dnia zaczęło padać, skończyło się więc na dodatkowych zdjęciach o świcie i powrocie do hotelu. Odcinek muru, który się odwiedza mierzy się ilością wież, które się minie. My miałyśmy pięć wież na horyzoncie jednak po dotarciu na trzecią trzeba było skoncentrować się na zdjęciach i zejściu niż oddalaniu się od wyjścia. Podejście jest bardzo męczące gdyż mur wznosi się i opada, a wieże nie są oddalone od siebie w równych odległościach.

Warty polecenia jest w Pekinie Pałac letni uważam, że o wiele bardziej ciekawy niż zakazane miasto. Na ten obiekt warto zaplanować cały dzień i wziąć zapas jedzenia i picia. Jest to wielki kompleks z jeziorem, wyspą, ogrodami i labiryntem ścieżek. Słynie z obecności w nim księżnej Cixi, która zdobyła władzę trochę wbrew prawu i na przykład za pieniądze marynarki wojennej wybudowała sobie marmurową łódź. Była też wielbicielką teatru więc wybudowała sobie swój własny obiekt z różnymi nowoczesnymi rozwiązaniami. Pałac letni charakteryzuje gąszcz ścieżek i nawet posiadacze schematycznych mapek tego terenu nie mogli zbytnio odnaleźć się w tych zakamarkach.
UWAGA ;) Niestety takie kompleksy jak Pałac Letni, czy Zakazane Miasto nie mają na przykład restauracji, w których spokojnie można coś wypić i odpocząć dlatego ważne jest noszenie ze sobą prowiantu i przede wszystkim picia.

Oczywiście dla miłośników sportu polecam wioskę olimpijską, którą Chińczycy również traktują jak wielki park. Najpiękniej wygląda ona w nocy gdy wszystkie obiekty są wspaniale podświetlone.

Drugi tydzień minął czas wracać do Szanghaju tym razem kolejną nowością techniczną z 2011 roku, szybkim pociągiem, rozwijającym prędkość ok. 310 km/h, odległość ok. 1300 km pokonujemy zaledwie w 5 godzin.
Na tym etapie zaplanowałyśmy odwiedzić Chińską Wenecję, czyli miejscowość Suzhou, gdzie przepłynęłyśmy się gondolą. Jest to zupełnie inaczej niż w Wenecji bo tutaj jest określony czas przepływu,
a nie trasa tak więc płynęłyśmy 20 minut w jedną stronę i z powrotem tą samą trasą. Opinie w internecie na temat tej miejscowości są oczywiście różne. W naszym przypadku zachwytów nie ma.

Najbardziej godnym polecenia zabytkiem Szanghaju jest XVI-to wieczny park Yu Yuan. Do parku prowadzi zygzakowaty most. Obok mostu stoi herbaciarnia w której bywał Clinton. Most przebiega zygzakiem gdyż według wierzeń duchy chodzą tylko po linii prostej. Park ma piękne jeziorka, budynki
i charakterystyczne ściany smoków. Miejsce odwiedzane nie tylko przez turystów, ale również przez tubylców więc raczej panuje zgiełk.

Dla podróżników z dziećmi godnym polecenia jest akwarium w Szanghaju znajdujące się w pobliżu perły orientu, w którym przechodzi się korytarzami, a nad głową przepływają nam różne ryby. Zebrano tutaj okazy z całego świata i podzielono według regionów.

W przewodnikach autorzy najwięcej uwagi poświęcają dzielnicy Pudong oraz Bundowi. Pudong zwidziłyśmy w pierwszej części, a historia Bundu sięga połowy XIX w. Pierwotnie był to bagienny, porośnięty trzcinami teren. Po otwarciu portu w Szanghaju dla cudzoziemców w wyniku I wojny opiumowej na obszarze Bundu powstała osada brytyjska. Osuszono wówczas bagna, wytyczono drogę i umocniono nabrzeże; wkrótce pojawiły się także budynki. Na przełomie XIX i XX wieku Bund pełnił rolę głównego centrum finansowego Azji Wschodniej. Do dziś pozostały piękne pokolonialne budynki.

Chyba każda podróż w dalekie kraje to również podróż kulinarna, polecam korzystanie z lokalnej kuchni.
Przydrożne kawiarenki serwują ciekawe i bardzo smaczne jedzenie. Często w karcie opis jest nie tylko
w języku chińskim, ale również angielskim. Dodatkowo na ścianach wyklejone są zdjęcia potraw, jeżeli nie wiesz co zamówić możesz wybrać obrazek. Do kaczki po pekińsku nie zamawiaj ryżu bo je się ją w małych placuszkach. Spróbuj klusek na parze z różnymi farszami, są na prawdę dobre. Piwo nie jest tak dobre jak u nas ale zaspokoi pragnienie.
Oczywiście w dużych miastach typu Pekin, czy Szanghaj znajdziecie przedstawicieli międzynarodowych sieci fast food więc nikt z głodu nie umrze.

Należy pamiętać, że w brew pozorom ciężko się tutaj dogadać po angielsku. Czasami mieszkańcy wpychają się w kolejki i nie można kupić biletu. Pieszy nie ma pierwszeństwa na pasach. Plują wokól siebie bez opamiętania. To jednak kraj jest ciekawy i ty jesteś tam przejazdem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz