wtorek, 30 sierpnia 2016

Rowerowy Szlak Orlich Gniazd



   W zasadzie sprawa banalna. Jest wytyczony czerwony szlak rowerowy zwany Jurajskim Szlakiem Rowerowym „Orlich Gniazd” (http://www.orlegniazda.pl/) 
i wiedzie on pomiędzy częścią znanych warowni Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Szlak rozpoczyna się na przykład w mieście Częstochowa na starym rynku za kościołem św. Zygmunta i według znaków ma długość 184km. Niektórzy mówią, że szlak zaczyna się w Krakowie. Myślę, że można sobie wybrać miejsce startu, jak tam komu pasuje.
Niby proste, ale jednak skomplikowane. W naszym wykonaniu szlak rozciągnął się do 215km. Niestety podczas przejazdu wielokrotnie gubiłyśmy oznakowanie, które często zaklejone było plakatami, zarośnięte krzakami lub po prostu było dla nas niewidoczne. W związku z tym czasami do czerwonego szlaku rowerowego powracałyśmy cudem z różnych stron, gdzie nas właśnie wyrzuciło. Dla osób, które posługują się tak jak my mapą i istniejącym oznakowaniem zalecam wyjątkową ostrożność i pełne skupienie podczas jazdy. Trasa ta nie wiedzie przez wszystkie zamki i warownie, pomija choćby Pieskową Skałę w Ojcowskim Parku Narodowym. Jednak, jeżeli rowerzysta planuje podczas jazdy zwiedzać poszczególne obiekty to musi odpowiednio wydłużyć pobyt na szlaku. Musi doliczyć czas podjazdu i zwiedzania oraz przewidzieć odpowiedni budżet. Odwiedzenie poszczególnych zamków to koszt od ok. 5 zł (np. Olsztyn) do ok. 15 zł (np. Bobolice) za sztukę. My weszłyśmy tylko do zamku w Olsztynie. Mirów i Bobolice znamy dobrze, więc można było sobie odpuścić. Reszta musi poczekać do następnego razu. Dodatkowo należy zwrócić uwagę na fakt, że szlak biegnie przez różne wsie i ich okolice. Wiąże się to z ewentualnym robieniem zakupów w niewielkich lokalnych sklepach. Szczególnie w weekendy 
i święta może stanowić to mały problem. Przyzwyczajeni do sklepów otwartych od 8 do 21 każdego dnia możemy być lekko zaskoczeni.
Nasza wyprawa trwała 3 dni. Po pierwszym dniu wiele się wyjaśniło i wiadome było już, że nie będzie to sprawa prosta i szybka. W związku z tym zwiedzanie zostawiłyśmy sobie na termin późniejszy, a teraz priorytetem było zapoznanie się 
z „przeciwnikiem”.


Rynek w Olsztynie


Zamek w Olsztynie
   Na pierwszy dzień zaplanowany był przejazd pociągiem do Częstochowy, wjazd na szlak rowerowy i dotarcie do noclegu przewidzianego w Podzamczu (Ogrodzieniec).
Akurat nasz wyjazd przypadł na „oblężenie” Częstochowy pielgrzymami (13 sierpnia). Z wszystkich stron ściągały na Jasną Górę tłumy ludzi wraz 
z towarzyszącymi samochodami Obsługi pielgrzymek. Trzeba było się trochę skupić, ale w sumie do Olsztyna droga przebiega spokojnie. W Olsztynie już coś poszło nie tak, bo rowery trzeba było pchać przez bukowe lasy.
W Ostrężniku wjechałyśmy na miłą sercu rowerzysty amatora asfaltową ścieżkę rowerowo-pieszą. Mały odpoczynek po leśnych drogach. Dojeżdżamy do Leśniowa, gdzie jest sanktuarium i cudowne źródełko, a potem do Mirowa oraz Bobolic. To są cudowne okolice nie tylko na wyprawy rowerowe, ale i piesze. Odbudowany zamek w Bobolicach robi niesamowite wrażenie. Z drugiej strony ruiny Mirowa są również malownicze, więc może lepiej nie odbudowywać wszystkich tych obiektów. Po ilości osób odwiedzających te okolice widać, że jest to znana atrakcja turystyczna regionu.

Dalej przejazd przez Górę Zborów gdzie znajduje się Jaskinia Głęboka dostępna do zwiedzania, ale trzeba się zapowiedzieć. Tu na liczniku ukazało się już 75km, 
a nocleg jeszcze daleko. Znowu wjeżdżamy w las i uprawiamy spacer z rowerem po piachu. I tak trochę jadąc trochę spacerując po dwunastu godzinach na świeżym powietrzu i przejechaniu 90km docieramy do Podzamcza. Zamek jest pięknie oświetlony nocą.
Zamek Bobolice
Sanktuarium w  Leśniowie

   Drugiego dnia w niedzielę po mszy ruszamy znowu na nasz ukochany czerwony szlak. Jedziemy w kierunku zamku Smoleń. Dziś mamy dojechać do Krzeszowic za Olkuszem. Do Smolenia docieramy oczywiście z przygodami. Czerwony szlak skręca za zamkiem w Ogrodzieńcu, tego oczywiście nie zauważyłyśmy. A może nie skręca? Pojechałyśmy pieszym szlakiem niebieskim przez  skoszone pola i potem dziwnym trafem dojechałyśmy do naszej trasy. Za zamkiem Smoleń trzeba również uważać bo szlak odbija w prawo kilkadziesiąt metrów po wjechaniu na główną drogę. Oczywiście przy rozglądaniu się na samochody oraz ze względu na piękny zjazd z góry przeoczamy skręt i lądujemy na drodze 794 prowadzącej do Wolbromia. W Dłużcu odbijamy w kierunku Krzywopłot albo Krzywopłotów (nie wiem jak to odmieniać) i tak docieramy z powrotem do naszego szlaku. Potem znowu go gubimy, by odnaleźć ponownie w Jaroszowcu. Dojeżdżamy do Olkusza. Tutaj szlak omija ścisłe centrum z rynkiem i kieruje turystów na Osiek. Znowu wszelkie zmysły należy wytężyć żeby drogi nie zgubić i roweru nie pchać przez pola. I tak szlakiem nazwijmy go „pojawia się i znika” dojeżdża się do Paczółtowic z pięknym drewnianym kościołem (Sanktuarium Matki Boskiej), a potem to już prosto do Krzeszowic. Tutaj z rozmysłem omijamy kawałek szlaku bo nocleg mamy w centrum. Zrobiłyśmy i tak 75km.

Zamek Smoleń

Zamek Rabsztyn


   Dzień trzeci to już sama śmietanka, wisienka na torcie drogi „pojawia się 
i znika”. Oczywiście kilkukrotnie poszukując przeoczonych znaków docieramy do Bronowic Małych, przy pętli tramwajowej. Licznik wskazuje 215km. Oznakowanie szlaku czerwonego w tym miejscu informuje, że do Częstochowy jest 184km. Do rynku i dworca kolejowego jest jeszcze ok. 7km głównymi ulicami. I tak po dłuższym czasie spędzonym w polach, lasach i na szlakach docieramy do zatłoczonego, kolorowego, krakowskiego Rynku. Wspaniałą polską koleją wracamy do domu. Koniec przygody.

Formacje skalne na szlaku
Stan km. w Tenczynku










     Życzę powodzenia wszystkim śmiałkom. Z pewnością warto. Można nazbierać doświadczenia w wyprawach rowerowych. Mój bilans to zgubione trzy śrubki 
z bagażnika i osłonka haka sakwy. Nie wytrzymały obciążeń i wstrząsów. Teraz pewnie będę dbać o to aby zawsze coś zamiennego ze sobą mieć, ale najpierw kupię zestaw kluczy ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz