Historia tego potentata elektroniki użytkowej wiąże
się ściśle z holenderskim miastem Eindhoven. Tutaj w zasadzie wszystko podporządkowane jest właśnie tej nazwie, pomniki,
budynki, płytki chodnikowe, muzea. W 1891 roku Gerard Philips otworzył w
Eindhoven fabrykę żarówek. Budynek zaadoptowany do tego celu istnieje do
dzisiaj i służy jako muzeum. Po pożarze w XIX wieku obiekt był do sprzedania
i ostatecznie trafił w ręce rodziny Philipsów.
i ostatecznie trafił w ręce rodziny Philipsów.
Elementem, który podbijał wartość
produkcyjną była istniejąca przekładnia, która za czasów Philipsa napędzała
agregat prądowy i pompę próżniową. Zasadniczo produkowano tutaj żarniki
żarówek, czyli ten drucik, który emituje światło. W postaci metalu trafił on do
fabryki dopiero w XX wieku natomiast na początku wytwarzano go z bawełny.
Bawełnę poddawano odpowiedniej obróbce chemicznej, w wyniku której uzyskiwano
coś w po- staci cienkiej, jasnej żyłki. Kolejnym procesem było wyżarzanie tej
„żyłki” w atmosferze o niskiej zawartości tlenu. W ten sposób tworzono materiał
żarnika, który umieszczany był w szklanych oprawach, jednak najpierw otrzymywał
stopkę wykonywaną z karmelu.
We wstępnych latach szklane bańki żarówek były
sprowadzane miedzy innymi z Niemiec, czy Austrii. Ostatecznie żarnik montowany
był w szkla- nej bańce, z żarówki usuwano powietrze i przyklejano metalowy gwint.
Samo przyklejenie metalowej końcówki trwało 20 minut. Przez taki czas
pracownice siedziały trzymając w rękach żarówkę i czekały do wyschnięcia kleju.
Ze względu na duże nakłady czasowe, jakie wymagane były przy produkcji jednej
żarówki dziennie produkowano ok. 30-40 sztuk. Inna sprawa jest taka, że był to
produkt drogi i przeznaczony dla przemysłu,
a nie do użytku powszechnego. Pracownicy Philipsa mogli kupić jedną żarówkę za ok. dwutygodniowe wynagrodzenie. Holandia w tym okresie była krajem rolniczym, nie było więc zbyt dużego zbytu, a ojciec Gerarda, pan Frederik liczył na zwrot zainwestowanych pieniędzy, dlatego zasugerował zaangażowanie do biznesu drugiego syna Antona. Anton był świetnym handlowcem, rozwinął eksport i stworzył międzynarodowy koncern, który zaczął produkować różne towary od lamp radiowych, golarek, kaset magnetofonowych po urządzenia rentgenowskie.
a nie do użytku powszechnego. Pracownicy Philipsa mogli kupić jedną żarówkę za ok. dwutygodniowe wynagrodzenie. Holandia w tym okresie była krajem rolniczym, nie było więc zbyt dużego zbytu, a ojciec Gerarda, pan Frederik liczył na zwrot zainwestowanych pieniędzy, dlatego zasugerował zaangażowanie do biznesu drugiego syna Antona. Anton był świetnym handlowcem, rozwinął eksport i stworzył międzynarodowy koncern, który zaczął produkować różne towary od lamp radiowych, golarek, kaset magnetofonowych po urządzenia rentgenowskie.
Frederik Jacques Philips |
Była posiadłość rodziny Philipsów |
W taki oto sposób powstał potentat
elektroniki użytkowej. Coś, co było kiedyś produktem luksusowym teraz jest w
użytku powszechnym. Można tylko zastanawiać się, co będzie dalej.